Czasami w naszych środowiskach życiowych dopuszczamy do tego aby przestrzeń relacji
z Bogiem odeszła na dalszy plan. Tym samym niepostrzeżenie to miejsce zaczyna pustoszeć, po pewnym czasie niezauważalnie, powoli i skutecznie wypełniając się tym, czego świadomie nigdy byśmy do naszych domów czy relacji w pracy nie wpuścili: rozgoryczeniem, zawiścią, brakiem zrozumienia, niechęcią pomocy, lenistwem, egoizmem, nienawiścią wobec bliskich, a także wobec samego siebie...  "Zauważenie w sobie tego, stawia nas w momencie decyzji: Co dalej? Czasami zło tak mocno zapuściło korzenie, że owo „co dalej” się nie pojawia, albo nawet jeśli się pojawia to niczego nie zmienia. W jakimś przedziwnym sensie wydaje nam się łatwiejszym machnąć ręką, zepchnąć w podświadomość, pomyśleć, że „jakoś to będzie”." I idziemy z mozołem, umęczeni, nieszczęśliwi i unieszczęśliwiający, sami o tym nie wiedząc. Jednak w momencie decyzji „co dalej”, bardzo często postawieni przed ścianą samonapędzającej się zagłady kłótni, krzyku, emocji nie wypowiedzianych lub wyolbrzymionych, znajdujemy w sobie drogę do Pana Boga. Dla mnie to droga, którą wskazują nam nasi aniołowie. To droga upadku w ramiona Ojca. Totalnego i czasami bolesnego. To nie tylko emocjonalny peeling w stylu „pójdę do Kościoła, podbuduję się, utwierdzę w tym że to właśnie ja mam rację i Pan Bóg mnie wspiera”. To moment kiedy znikasz i rodzisz się na nowo w całości. To umieranie, zejście na samo dno. Zupełnie innego sensu nabieraj wtedy stwierdzenie aby widzieć i tworzyć dobro. Dobro w sobie. Dobro w drugim człowieku. Dobro w tym, co wspólnie budujemy. Dobro w otaczającej nas rzeczywistości. W każdej relacji transparentość obecności – szczególnie wobec siebie samego, nadaje zupełnie inny bieg naszemu życiu. To droga do stawania w obliczu świętości, to droga uświęcenia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Panie nasz, który włosy masz jak len i przechadzasz się po niebie...

Cały świat niech pozna Cię!